środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 4: Wiadro z ZIMNĄ wodą.

-Pożyczysz piątaka? - zapytał Sylwek na przerwie.
-Nie - pokręciłam głową - jeszcze mi nie oddałeś wcześniejszej pożyczki.
-Oddam, oddam... ale nie teraz. Proszę nie bądź taka... jest dostawa Grześków! Jak nie pójdę kupić teraz, to wszystko stracone! - błagał Sylwek
   Miał rację. Raz w tygodniu do sklepiku szkolnego przywożone były Grześki. Z tymi batonami nic nie mogło się równać. Kiedy tylko była dostawa, sklepik oblegany był przez tłum uczniów. 
-Dobra, pożyczę ci - powiedziałam i wyjęłam portfel - ale jak uda ci się kupić to oddajesz mi połowę batona.
-Okej - rzekł chłopak i wziął pieniądze
-Noi, jak nie oddasz jutro kasy zacznę chyba wystawiać procenty! - uśmiechnęłam się
   Sylwek pognał po Grześka. Przed sklepikiem już toczyła się bitwa. Poszłabym osobiście, ale kiedyś wróciłam z podbitym okiem. To nie było fajne. 
   
   Kiedy po lekcjach wyszłam ze szkoły razem z tłumem innych uczniów, poczułam ulgę. Uff... koniec męczarni na dzisiaj. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak naprawdę dzisiaj było całkiem nieźle. Dostałam z matmy czwórkę! To takie piękne! 
   W pewnym momencie cała radość opuściła mnie. W moją stronę szedł ten młotek Kuba. Chował coś za plecami, a ja nie chciałam wiedzieć co.
-Cześć, Wiki! Co tam słychać? - zapytał jakby nigdy nic.
-Nic nowego, Młotku! - odburknęłam
-Przestań mnie tak nazywać! - zdenerwował się
-A co? zabronisz mi?
-Mam dla ciebie niespodziankę. - urwał
-Już się boję... - mruknęłam
-Powinnaś... - powiedział Kuba
   I nagle byłam cała mokra. Ten drań oblał mnie całym wiadrem zimnej wody! Ociekałam wodą, było mi zimno, a wszyscy dookoła patrzyli na mnie jak na kosmitę. Byłam wściekła. Jak on mógł...
-To nie oddaje nawet w połowie, tej pokrzywy! - powiedział z uśmiechem
-Mam tego dosyć - rzekłam - jesteś całkowicie bezmyślny! Myślisz, że na tym koniec? Pożałujesz tego! 
   Panowała cisza. Wszyscy na nas patrzyli. W końcu ze szkoły wyszli nauczyciele. Ech... oni są wszędzie!
-Co to za zbiegowisko?! - krzyknął pan Staw - do domu! Już!
   Uczniowie zaczęli się powoli rozchodzić.
-Wasza dwójka - nauczyciel wskazała na mnie i Kubę - za mną!
   
-Co wy sobie wyobrażacie?! - wrzeszczał pan Staw
   Staliśmy w pustej klasie. Nadal ociekałam wodą, ale już prawie o tym zapomniałam...
-Nic... - starałam się wymyśleć coś na poczekaniu - My tylko... Kuba chciał podać mi wiadro z wodą, bo... było mi ono potrzebne do... podlania kwiatków, ale... - szturchnęłam Kubę
-Potknąłem się... - wymyślał Kuba - i cała woda wylądowała na Wiktorii... - zwrócił się do mnie - nic ci nie jest? - zapytał z udawaną troską
-Chyba nic...
-Jeśli jeszcze raz coś zmajstrujecie - powiedział nauczyciel (chyba niezbyt uwierzył naszej historyjce) - pójdziecie do dyrektora. A teraz idźcie.
   Uff... udało się. Powoli wyszliśmy z pracowni. Szliśmy przez korytarz w milczeniu. Dopiero przed szkołą odezwałam się.
-To co... zawieszenie broni? - zapytałam i wyciągnęłam rękę
-Dobra... - powiedział Kuba po chwili namysłu i uścisnął mi dłoń.  

5 komentarzy:

  1. Poproszę o następny rozdział! Świetne! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe opowiadanko.
    Każdy kolejny rozdział czyta się z myślą, że to już nareszcie koniec, ale że będzie następny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, przepraszam! Pomyłka..
    Nie czyta się*

    OdpowiedzUsuń
  4. fajne fajne :) szybko i miło się czyta i się chce jeszcze i jeszcze i jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne, cudowne mam nadzieję, że będzie jak najdłuższe :D

    OdpowiedzUsuń