Boisko szkolne. Koszykówka. Mecz 1c na 1b. Zawsze z nimi przegrywałyśmy. Nie przez to, że jesteśmy gorsze tylko po prostu one zawsze mają farta. Tym razem to była bitwa o honor. Wszystkie zdawałyśmy sobie z tego sprawę.
Agata podała do Meli, Mela do mnie. Wyminęłam Natalkę i jeszcze jakąś dziewczynę z b. Podałam do Emilki. Dziewczyna miała szansę na kosza. Kozłując podbiegła pod niego i nagle zatrzymała się, a Dorota odebrała jej piłkę i wrzuciła nam kosza.
Mecz zakończył się głupim remisem. Byłyśmy naprawdę blisko zwycięstwa, ale ktoś (nie powiem kto) zatrzymał się w czasie biegu.
- Co z tobą?! - podeszłam do Emilki
- Yyyy... - dziewczyna poczerwieniała - przepraszam...
W tym momencie zrozumiałam, a cała złość mnie opuściła. Znam ten rumieniec. Ktoś tu się chyba w kimś chyba zabujał...
- No, już mów - powiedziałam z uśmiechem kiedy wyszłyśmy z szatni
- Ale o co chodzi? - zapytała Emilka jakby nie wiedziała
Spojrzałam na przyjaciółkę tym fajowskim spojrzeniem.
- Robert z 1b? Może Michał z 2a? Chyba nie ten kujon Andrzej z naszej klasy? - przeraziłam się - powiedz, że nie on!
- Nie... - zaprzeczyła Emilka - On... - wskazała na wysokiego blondyna
Był to Błażej z 2b. Nie dziwię się, że spodobał się Emilce... Jest całkiem przystojny.
- Od kiedy ci się podoba? - zapytałam
- Co ty mnie tak wypytujesz? - odezwała się dziewczyna z przekąsem.
Wyszłyśmy ze szkoły.
- Ciekawość nie daje mi żyć... - westchnęłam
- Właśnie widzę... - rzekła Emilka - nawet sobie nie myśl, że coś z tego będzie... On nawet nie wie, że istnieję...
- Nie wiem co ci doradzić... -zamyśliłam się na chwilę - powiedzenie mu wszystkiego wprost to nie jest najlepszy pomysł...
- To NAJGORSZE co można zrobić!!!
Weszłam do domu.
- Możesz mi to wyjaśnić?! - usłyszałam z kuchni i raptownie stanęłam.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania! To była tylko zwykła kolacja! - krzyknął tata
- To ja się dowiaduję od koleżanki, że mój mąż był z córką szefa na kolacji?! - wrzeszczała mama
- A co w tym złego?! - bronił się tata
- Powinieneś być tu ze mną i pomagać mi! Jakbyś nie wiedział jestem w ciąży! A nie, zdradzasz mnie za plecami!
- To była kolacja SŁUŻBOWA!
- Akurat!
Stałam tam i słuchałam jak rodzice na siebie wrzeszczą. Nie wieżę. Tata miałby zdradzać mamę? Nie do pomyślenia. Chociaż...
Po cichu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Rodzice dość często się kłócili, ale zwykle powodem tych kłótni były jakieś bzdety...
Chwilę jeszcze słychać było podniesione głosy z kuchni, po czym głośne trzaśnięcie drzwi. Chyba lepiej żebym gdzieś wyszła... nie mam zamiaru siedzieć w domu jak napięcie jest tak naładowane...
Bez słowa wzięłam smycz i wyszłam z Ozzy'm na spacer. Szłam gdzie mnie poniesie. W mojej głowie kłębiły się myśli. Po co w ogóle są małżeństwa, jak ludzie nie mogą ze sobą wytrzymać? Zaczyna się fajnie, a kończy takimi kłótniami... Ciekawe czy to rzeczywiście była randka, czy "kolacja służbowa"...
Skierowałam się w stronę parku. Ozzy wesoło merdał ogonem. On to ma fajnie... niczym się nie martwi... nie musi słuchać takich kłótni... nie musi dzień w dzień chodzić do tej budy, którą nazywają szkołą... nie musi...
W tej chwili Ozzy tak szarpnął, że smycz wyleciała mi z ręki. Pies pobiegł za jakąś wiewiórką, szczekając i warcząc. Tego jeszcze brakowało...
- Ozzy stój! Wracaj! - krzyczałam i pobiegłam za zwierzakiem.
Pies nie zwracał na mnie uwagi. Biegł dalej jak opętany. W końcu po NAPRAWDĘ długiej gonitwie, udało mi się złapać go. Zmęczona usiadłam pod jakimś wielkim drzewem.
- No, bracie... - powiedziałam dysząc do psa - ty też chciałbyś uciec przed światem, nie?
Uff...
- Widzisz, nawet pies przed tobą ucieka - powiedział jakiś głos nade mną
Spojrzałam w górę. Nie no... GDZIE GO NIE MA??? Kuba siedział na gałęzi drzewa pod którym siedziałam.
- Choć piesku - powiedziałam do Ozzy'ego - idziemy z tąd.
Wstałam. Pies też się podniósł. Kuba zeskoczył z drzewa.
- Zaczekaj! - powiedział - dzisiaj jesteś chyba wyjątkowo wkurzona. Co się stało?
- Zostaw mnie. - rzekłam - a tak A propos co robiłeś na tym drzewie?
- Projekt na biologię. - odparł krótko
To dziwne. Jeszcze nie widziałam czegoś na biologię, co trzeba robić na drzewie. On zawsze jest wszędzie. Gdzie bym nie była, znajdę tam Jakuba Serafina...
- Coś cię gryzie? - zapytał (jakby go to obchodziło)
- Nic! A nawet jakby coś mi było, to na pewno nie rozmawiałabym o tym z tobą! - odparłam
- Jest gorzej niż myślałem... - mruknął
- Daj mi spokój. - powiedziałam - mam dosyć. Dlaczego cię zawsze wszystko tak obchodzi?
Chyba niezbyt dobrze dobrałam słowa, ale trudno.
- Noi jak tu zrozumieć dziewczyny? - zawołał Kuba z ironią.
_____________________________________
Piszę coraz gorzej - wiem. Postaram się pisać lepiej.
Dzięki za komentarze! Szczególnie dziękuję za komentarz od Po prostu bądź . Postaram się skorzystać z rad. :)
Naprawdę DZIĘKI bo ostatnio czytelników naprawdę przybyło. Proszę - nawet jak nie będzie chciało wam się już czytać, bo uznacie, że wszystko co piszę jest nudne i bezsensowne, nadal czytajcie i komentujcie. Po to założyłam bloga. Chcę wiedzieć co o moim pisaniu myślą inni.
Do zobaczonka! :)
Sjo
Dziękuję za kolejny rozdział! Już pisz następny!
OdpowiedzUsuńOch... Nie przejmuj się, wcale nie piszesz gorzej. Jeżeli będziesz o tym myślała podczas pisania, to się nie skupisz. A więc spokojnie :)
Ten rozdział nie był dziwny, ani zły. Podobał mi się. Wcale nie piszesz gorzej, choć muszę przyznać, że 1 rozdział był najlepszy. Nie mogę się doczekać następnego! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało. Z początku myślałam, że odkąd zaczęła się tak na niego gapić podczas spaceru to zacznie się ten wątek szybko rozwijać, ale widzę, że jednak byłam w błędzie i mnie to cieszy ^^
OdpowiedzUsuń