czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 11: Zakupy i chyba komplement.

- Figa!
   Najgorsze co można usłyszeć na lekcji, to własne nazwisko w czasie odpytywania. Najpierw nauczyciel pochyla się nad dziennikiem... przelatuje wzrokiem od początku do końca listy... W tym czasie w klasie panuje cisza... wstrzymujesz oddech... na pewno nie zapyta ciebie... ta chwila nadziei... iiii... 
- DO ODPOWIEDZI - krzyknął Krzyk (nie żartuję - tak ma na nazwisko pan od historii)
   Powoli wstałam.
- Przerabialiście z panią Karlo rozdział o Zygmuncie I i Zygmuncie Auguście, prawda? - zapytał nauczyciel, choć znał odpowiedź
- Tak... - mruknęłam
- To powiedz mi... w którym roku Zygmunt August założył jedną z pierwszych linii pocztowych w Europie? - zapytał Krzyk z uśmiechem wyższości
- A pan wie? - zapytałam starając się ogarnąć wszystko co miałam w głowie
   Wiecie... jak się nie zna odpowiedzi najlepiej grać na czas...
- No to wie pan w którym roku Z. A. założył pocztę, czy nie? - dopytywałam się
- Oczywiście, że wiem - powiedział nauczyciel z oburzeniem - ale chcę sprawdzić czy ty wiesz.
   Wszyscy uczniowie przysłuchiwali się z zaciekawieniem tej rozmowie. To, w brew pozorom, dodawało mi odwagi... wiecie... centrum uwagi... :)
- Ale ja panu nie wierzę, że pan zna odpowiedź. - mówiłam - umie pan to udowodnić?
- Zadałem ci pytanie i oczekuję odpowiedzi! - rzekł Krzyk coraz bardziej wkurzony
   Dlaczego niektórzy nauczyciele są tacy toporni? Może teraz pogarszałam sytuację, ale... nie mogłam się powstrzymać...
- A ja oczekuję odpowiedzi na moje pytanie. - powiedziałam spokojnie
- Do wszystkich nauczycieli odzywasz się z takim brakiem szacunku?
- Nie... tylko do niektórych. - powiedziałam z uśmiechem
- Odpowiesz mi wreszcie? - zawołał zezłoszczony Krzyk
- Już odpowiedziałam.
- Ale na to poprzednie pytanie!
- Ja nie odpowiem dopóki pan mi nie odpowie.
   Na twarzach uczniów malowały się uśmiechy. Może dlatego, że nie codziennie zdarza się taka gra słów, a może dlatego, że Krzyk zapomni zadać pracy domowej...
- Może inne pytanie... - Krzyk próbował się opanować - W którym roku Zygmunt II August objął tron?
- A pan wie? - zapytam z uśmiechem
- Znowu to samo? - w głosie nauczyciela pobrzmiewała irytacja
- I pan się skarży na monotonność? Co ma powiedzieć uczeń?! Siedzi całymi dniami w ławce, co chwila jest pytany... do tego prace domowe i cała reszta bzdetów. - dobra... przyznaję, że może trochę przesadziłam, ale poniosło mnie...
- Siadaj! - krzyknął Krzyk - Mam dosyć! Ten brak szacunku! Mógłbym cię wysłać do dyrektora, albo wstawić naganę do dziennika, ale... będę miłosierny i oszczędzę ci tego. Mam nadzieję, że twoje zachowanie się poprawi, bo jak nie to... będzie źle!

- Zrobisz zakupy? - zapytała mama gdy weszłam do domu - wiesz... taty nie ma, a ja źle się czuję...
- Okej - rzuciłam plecak na podłogę w przedpokoju
   Mama podała mi listę i trochę pieniędzy. Wyszłam z domu. Do sklepu nie jest daleko, ale też nie jakoś strasznie blisko...
   Oczywiście nie wpadłam na to, żeby wziąć plecak... myślałam, że będę musiała kupić tylko parę drobnych rzeczy jak np. mentosy, a tu masz... domestos, olej, mąka, makaron, cukier... 5 - litrowy baniak wody...
   Fajnie, fajnie, tylko czy ja dam radę to wszystko unieść? ...
W sklepie nie było dużo ludzi... jedynie jakiś mały chłopiec, który zastanawiał się czy wziąć niebieski lizak, czy czerwony i jakaś pani, która wykłócała się z ekspedientką mówiąc, jak bardzo ceny podskoczyły i, że za jej czasów tak nie było...
   Zapłaciłam za wszystko co było na liście i wyszłam. Miałam w dłoniach dwie siatki wypchane różnymi pięknie ważącymi rzeczami jak np. worek ziemniaków i 5 - litrowy baniak wody.
   Udałam się w stronę domu. Najpierw szłam prawie bez problemu, ale potem zakupy robiły się dziwnie cięższe, a rączka na której przymocowany był baniak wbijała mi się w skórę, do tego sam baniak obijał mi się o nogi.
   Byłam strasznie zmęczona, a jeszcze nie doszłam do połowy drogi... Kurcze, dlaczego mama nie uprzedziła mnie, że to będzie taka męka? Mogłabym pójść na dwie tury... byłoby szybciej, wygodniej, łatwiej...
   Omijający mnie ludzie patrzyli na mnie dziwnie... Dlaczego? Czy wyglądałam aż tak chaotycznie? Zobaczyłam Emilkę. Szła w przeciwną stronę niż ja. Uff... ona na pewno mi pomoże.
- Cześć, Wiki - powiedziała - pomogłabym ci, ale się spieszę.
   I ominęła mnie. Jak ona mogła?! Zezłościłabym się na nią, ale nie miałam siły. Przeszłam przez ulicę. Droga mi się dłużyła... to nie było fajne. Chciałam jak najszybciej dojść do domu, położyć się na łóżku i nie przejmować się niczym.
   Zza zakrętu wyszedł Kuba. On ma wrodzony talent pojawiania się wszędzie gdzie go nie ma i w najmniej oczekiwanym momencie. Patrzył przez chwilę na mnie.
- Cześć - powiedział - Może ci pomóc?
- Nie, dam radę... - odmówiłam
   Nie chciałam pomocy od niego. Wiedziałam, że nie dam rady dojść do domu, ale wstyd mi było przyjąć pomoc od niego.
   Kuba chyba wyczuł o czym myślałam, bo uśmiechnął się i wziął ode mnie baniak z wodą. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością. Uff... od razu lżej...
Ruszyliśmy powoli wzdłuż ulicy.
- Rodzice wypchnęli cię na zakupy? - zagadał chłopak
- Nie błagałam ich na kolanach, żeby dali mi na nie iść, żebym się wytyrała w drodze powrotnej - odparłam z ironią - A ty? Co tu robisz?
- Spacer... - po chwili rzekł Kuba, chyba nie chciał mi powiedzieć prawdy, ale nie miałam zamiaru się dopytywać
   Chwilę szliśmy w ciszy. To milczenie było naprawdę męczące, więc w końcu odezwałam się, żeby je przerwać (nie wiedziałam o czym gadać, więc powiedziałam prosto z mostu).
- Nic o tobie nie wiem, prócz tego, że nie umiesz się zachować wobec kobiety leżącej na chodniku z twojej winy, umiesz wylewać ludziom na głowę mega zimną wodę i nie najgorzej tańczyć...
- To ostatnie to miał być komplement? - przerwał mi Kuba
- Nie, po prostu nie chciałam cię dołować jedynie tym jaki jesteś beznadziejny - wytłumaczyłam się bez ogródek
- Okej... - chłopak chyba nie miał zamiaru się obrażać jak większość osób robi, raczej... zdobył się na rewanż - To ja ci powiem, że ty jesteś osobą, która złości się z powodu jednego małego błędu i nawet jak człowiek przepraszałby na kolanach i tak mu nie wybaczy. Ponad to potrafi wybierać wyjątkowo piekące pokrzywy i... ma dość ładne oczy.
   Zatkało mnie.
- To miał być komplement? - zapytałam zdziwiona tym co powiedział Kuba (już zapomniałam o tym co powiedział wcześniej, a miałam już prawie gotowy następny atak...)
- Nie... - zawstydzony chłopak próbował szybko znaleźć jakieś wytłumaczenie - po prostu... nie chciałem ci od razu wytykać ci wszystkich wad... musiałem cię jakoś pocieszyć, bo na pewno załamałabyś się jakbyś usłyszała wszystko co robisz źle...
   Chwilę szliśmy w ciszy. Ale to nie była taka cisza jak przedtem, była po prostu... inna. Dzięki tej rozmowie i temu, że Kuba zaprał mi połowę ciężaru jakoś zapomniałam o zmęczeniu, poza tym do domu było już blisko. Kuba wziął baniak w drugą rękę.
- Naprawdę mam ładne oczy? - zapytałam (nie mogłam się powstrzymać od tego pytania)
- No... tak. - odpowiedział chłopak nadal nieco zawstydzony
   Uff... doszliśmy. Stanęłam przed drzwiami mojego domu.
- To tu? - zapytał Kuba
- Tak - rzekłam - wielkie dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy... - powiedział chłopak i spojrzał mi w twarz - naprawdę masz ładne te oczy...
   Uśmiechnęłam się i wtaszczyłam zakupy do domu.

____________________________________
  Co myślicie o tym rozdziale?
Ja jestem z niego nawet zadowolona.
Następny pojawi się jak będą przynajmniej trzy komentarze ;)
 Pozdro. :)
Sjo
   

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 10: Uczenie się to ciężka robota.

- I jak dyskoteka? - zapytałam Emilkę
   Spacerowałyśmy po korytarzu. Emilka zachowywała się dziwnie. W ogóle na mnie nie patrzyła, tylko w przestrzeń za mną. Ciągle coś nuciła, albo uśmiechała się do siebie... Ktoś tu się nie źle zabujał...
- Ach... - westchnęła po chwili
- O czym rozmawialiście? - dopytywałam się (ciekawość czasem zwycięża)
- O... Nie ważne...Lepiej powiedz co ty robiłaś. Z kim tańczyłaś?
- Daj spokój, nie chcę do tego wracać...
   O nie... Kuba szedł w naszą stronę. Nie chciałam go widzieć. Nie przez to, że złoszczę się na niego, bo wcale tak nie jest, tylko... sama nie wiem... trochę się wstydzę...nawet nie wiem czego, nie umiem tego ubrać w słowa... po prostu nie chciałam go widzieć.
- Cześć - powiedział chyba trochę zmieszany
- Hej... - odpowiedziałam
- Zostawię was samych... - powiedziała Emilka z uśmiechem i odeszła
   Kuba patrzył na mnie przez chwilę. Ja też muszę przyznać, że wpatrywałam się w niego i zapomniałam o całym świecie.(To głupie...)Staliśmy tak chwilę... Kuba pierwszy się obudził.
- Masz... - powiedział i podał mi pieniądze
   Popatrzyłam na nie. Było to równo osiem złotych...
- Przecież mówiłam, że ich nie chcę...
- Należą ci się... - rzekł Kuba i uśmiechnął się
- Okej, skoro ich nie chcesz, wezmę je - powiedziałam i też się uśmiechnęłam - Pa... - zdążyłam jeszcze powiedzieć po czym pobiegłam do sklepiku
   Nie chciałam przedłużać tej rozmowy... poza tym "Grześki" nie mogą czekać... Jak się ma pieniądze i to przy sobie to po co zwlekać?
   Sklepik szkolny to jedyne miejsce w którym nie roi się od nauczycieli. Tylko tutaj nigdy nie "zapanowali nad sytuacją" . Tylko tutaj rządy nie są sprawowane przez nich. W całej szkole mogą nas poganiać (co nie jest wskazane), ale sklepik to NASZE terytorium i NIKT nie ma prawa tego zmieniać!
   Stanęłam na chwilę. Przede  mną toczyła się ostra walka... Uczniowie przepychali się, niektórzy wymachiwali groźnie pięściami. Kiedyś (jak już wspominałam) wróciłam z podbitym okiem... trochę bolało, ale najgorsze było to, że musiałam potem przez dłuższy czas chodzić z taką ohydną śliwą na twarzy...
   W sklepiku są GRZEŚKI, nic dziwnego, że ludzie tak ostro walczą, żeby się dostać do budki.
   Wzięłam głęboki oddech i... zadzwonił dzwonek. Tak... można się było tego spodziewać...

   Historia. Zastępstwo z panią Karlo, od matmy. Nauczycielka usilnie próbowała poprowadzić lekcję historii, ale było jej dość ciężko, bo jak się okazało znała tylko najprostsze daty... jak np. Grundwald - 1410...
   Mnie lekcja całkowicie nie obchodziła, jak zresztą całą klasę. W ławce siedziałam sama, bo na początku lekcji, Karlo przesadziła mnie za gadanie z Emilką...
   Zbudowałam z linijki i gumki wagę i ważyłam, żeby sprawdzić czy np. moja temperówka jest cięższa od temperówki Łukasza... i takie tam...
   Okazało się, że pani Karlo nie umie historii, ale umie DUŻO z niej zadać...

   Weszłam do mojego pokoju. Usiadłam przy biurku. Tak... muszę zrobić lekcje teraz, bo potem chcę iść z Emilką i Sylwkiem na boisko...
   Okej... otworzyłam historię... Żeby zrobić zadanie muszę przeczytać z podręcznika (nuda!)...
No więc... "W 1506 roku na polskim tronie zasiadł Zygmunt I, zwany..." - przeczytałam po czym uznałam, że chce mi się pić. Zeszłam więc do kuchni i nalałam sobie wody z czajnika.
   Poszłam z powrotem do pokoju i wróciłam do książki: "W 1506 roku na polskim tronie zasiadł..."
Jeść mi się chce - uświadomiłam sobie po chwili. Obiad powinien być za jakąś godzinę, a uczyć się z pustym brzuchem jest bardzo ciężko, więc postanowiłam, że zrobię sobie parę kanapek.
   Z powrotem poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Wędlina, dżem, ser... wyjęłam pasztet. Zjadłabym z serem, ale nie chce mi się go kroić. Zrobiłam sobie dwie kanapki i poszłam do pokoju.
   "W 1506 roku na polskim..." - przeczytałam tym razem, po czym popatrzyłam za okno. Po chodniku szła jakaś dziewczyna z chłopakiem. Rozmawiali... trzymali się za ręce... Wyglądali razem na takich szczęśliwych...
   Ciekawe czy ja kiedyś odnajdę swojego księcia z bajki... tak jak ta dziewczyna.
   O... idzie "książę". Przez ulicę przebiegł Kuba. Jak on to robi? Jest wszędzie!
Spojrzałam z powrotem na podręcznik. "W 1506 roku..." Pójdę jeszcze po to "Danio" do kuchni i naprawdę przeczytam ten głópi rozdział.
   Wzięłam pusty już talerz i poszłam do kuchni. Po chwili wróciłam jedząc jogurt, pycha..
"W 1506 roku na polskim tronie zasiadł Zygmunt I..." Kurde! Piąty raz czytam to samo zdanie! Muszę wźąść się w garść, bo jak nie to dostanę kolejną pałę!
   Dobra teraz na serio. Przeczytam CAŁY rozdział. "W 1506 roku na polskim tronie zasiadł Zygmunt I, zwany Starym...." Skoczę tylko po te żelki, co były w szawce...

_____________________________________
Przepraszam, że tak późno,
ale nie miałam czasu, ani weny.
Ten rozdział, był trochę wymuszony...
ale postaram się, żeby następny był lepszy. :)
Powinien pojawić się do czwartku.
Komentujcie!
Sjo

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 9: Czy moglibyśmy chociaż raz pożegnać się jako przyjaciele?!

- W co się ubierzesz? - zapytałam Emilkę kiedy wracałyśmy ze szkoły - Nigdy nie wiem co na siebie włożyć na takie imprezy...
- Nie wiem... Chyba założę tą czarną sukienkę...
- Masz rację, dobrze w niej wyglądasz, ale co ze mną?
- Nie wiem... na pewno coś wymyślisz... Cześć - powiedziała Emilka i ruszyła w stronę swojego domu
   Zawsze tak jest. Zostawia mnie z problemem. Niby to nic takiego, w końcu to tylko ubranie, ale to moja pierwsza dyskoteka w tej szkole. Muszę jakoś wyglądać. 
   Impreza zaczyna się o 16, więc mam jeszcze trzy godziny - luzik. 

   Weszłam do domu. Panowała grobowa cisza, przerywana odgłosem wiertarki. To tata. Robi remont w pokoju babci. Kiedyś tam mieszkała, ale gdy umarła pokój po prostu sobie był. Nieużywany. Teraz będzie tam pokój dziecka. To okropne, bo ja mam pokój na przeciwko...
   Od czasu kłótni rodziców odzywają się do siebie tylko w razie konieczności i zawsze z taką dziwną wyniosłością... nie podoba mi się to...

   Uznałam, że najlepiej będzie jak ubiorę się w krótką dżinsową spódniczkę, czarne getry i granatową bluzkę z czarnymi przyciemnieniami. Zeszłam na dół. Założyłam fajną kurtkę, zawołałam: "Mamo, idę na dyskotekę" i wyszłam.

   Weszłam do szkoły. Słychać już było głośną muzykę z sali gimnastycznej. Tak... trzeba znaleźć Emilkę.
Na sali światła były zgaszone. Wszędzie migotały lśniące kolorowe światełka. Na środku oczywiście była grupa starszych uczniów, którzy zbili się (za przeproszeniem) w kupę. Wymachiwali rękami i skakli w rytm muzyki. Zawsze próbowałam się wcisnąć w to zbiegowisko, ale rzadko mi się to udawało...
   Przy jednym z okien stała Emilka. Podeszłam do niej.
- Hej, od dawna tu jesteś?
- Nie... dopiero przyszłam. - rzekła - I widzisz, dobrze wyglądasz.
- Jasne - powiedziałam sarkastycznie - co tak się rozglądasz?! - krzyknęłam żeby mnie usłyszała, bo muzyka przybrała na sile.
- A nic... - odparła i zarumieniła się
- Widziałam go przy sklepiku!
- Co?! - zawołała dziewczyna - Serio?! Nie obrazisz się jak...
- No leć! - krzyknęłam z uśmiechem
   Emilka pobiegła do sklepiku. Tak... Nigdy nie umiem zacząć się bawić. Ciężko tak po prostu zacząć... Rozejrzałam się. Najlepiej byłoby gdyby udało mi się wbić w zbiegowisko (kupę) uczniów. No... to raczej mi się nie uda... Mogę się dołączyć do jednego z tych małych kółeczek, które tworzą mniej popularni ludzie...
   Zauważyłam Kubę rozmawiającego ze swoimi kolegami. Chyba coś uzgadniali... Nagle chłopcy spojrzeli na mnie. Szybko odwróciłam wzrok. Po chwili zauważyłam, że Kuba idzie w moją stronę. Tym razem się postarał. Wyglądał na prawdę dobrze. Był w czarnej koszuli i dżinsach. Jego czarne włosy opadały na czoło, a brązowe oczy błyszczały. Przyłapałam się na tym, że się na niego gapię, więc skarciłam się w duchu.
- Hej - powiedział chłopak
- Hej - odpowiedziałam
- Widzę, że stoisz tu sama... więc pomyślałem... - zawstydził się - może... chciałabyś ze mną zatańczyć?
   Spojrzałam na niego zdziwiona. Tego się nie spodziewałam... On zapraszający mnie do tańca? Coś tu nie gra... No, tak! Zakłady! Na pewno założył się z kolegami, że jak ze mną zatańczy to dostanie ileś kasy. Chłopaki często tak robią! Świnie!
- No już, mów! - krzyknęłam przekrzykując muzykę
- Ale co?! - zapytał, jakby nie wiedział
- Ile forsy za to dostaniesz?! - zawołałam
- Nie wiem o czym mówisz! - odwrócił wzrok
- O ile się założyłeś?! - naciskałam
- Naprawdę nie wiem o czym mówisz! - a kiedy spojrzałam mu prosto w oczy, wypalił - dwie dychy!
- Nie mogłeś więcej od nich wydoić?! - zapytałam z ironią i uśmiechem
- Rozumiem, że ze mną nie zatańczysz?!
- Dycha dla mnie! - krzyknęłam z uśmiechem
- Piątka!
- Ósemka, albo żegnaj! - krzyknęłam
- Dobra! Ostro się targujesz! - powiedział i uśmiechnął się
   Ach... ten jego uśmiech...
    Spojrzałam jeszcze w stronę drzwi. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Emilka rozmawiała z Błażejem. Co chwila wybuchali śmiechem. Dobrze, że się dobrze bawi.
   Odwróciłam się do Kuby. Pod rękę, poszliśmy na środek sali gimnastycznej. Położyłam rękę na jego ramieniu, on zaś swoją na mojej talii. Przeszedł mnie dreszcz. Nigdy jeszcze nie tańczyłam z chłopakiem w ten sposób. Zobaczyłam jego zmieszaną minę. Chyba czuł się tak samo jak ja... Nagle na jego twarzy zagościł uśmiech. Oczy mu zabłyszczały... muszę przyznać, że co jak co, ale Kuba Serafin jest całkiem przystojny...
   W pewnej chwili muzyka nie źle przyspieszyła. Złapaliśmy się po prostu za ręce i na prawdę zatańczyliśmy. Nie zwracałam uwagi czy inni się na nas gapią czy nie. Fajnie było, chociaż to niezdarny młotek, który nie patrzy jak biegnie i gdzie wylewa wiadro z wodą... Na chwilę o tym wszystkim zapomniałam. Po prostu dobrze się bawiłam.
   Skakaliśmy, machaliśmy rękami i śmialiśmy się. Kuba uniósł rękę, obróciłam się. Na prawdę fajnie było. Chociaż kiedyś obiecałam sobie, że się nigdy do niego nie odezwę... teraz tę obietnicę miałam w nosie! Dobrze mi się z nim tańczyło!
      Współ ziomkowie Kuby patrzyli na nas jak na wariatów. Chyba nie sądzili, że sprawa przybierze taki obrót. Ja też tak nie sądziłam. Naprawdę nie myślałam, że z tego tańca będę miała taką przyjemność. Pomyślałam po prostu, że to prosty sposób, żeby zarobić. Nawet za takie osiem złotych można coś fajnego kupić (np. Grześka!).
   W końcu zmęczeni wyszliśmy z sali i usiedliśmy na schodach.
- Na prawdę obyłoby się bez tego ostatniego obrotu. - powiedziałam, ale uśmiechnęłam się
- Co ty! Potrzebny był do zakończenia tego wielce artystycznego dzieła! - rzekł chłopak także się uśmiechając.
- Uff... - odetchnęłam - wiesz, zmęczyłam się...
- Ja też... ale ten taniec trzeba kiedyś powtórzyć, nie?
- Jasne... o kurcze, źle ze mną - przyznaję ci rację...
   Kuba spojrzał mi w oczy.
- Przepraszam. - powiedział całkiem poważnie
   Zatkało mnie. Najpierw nieoczekiwany taniec, zmieniający się w "totalnie na luzie", a teraz on przeprasza. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Może i Kuba jest przystojny, a jego uśmiech jest tak powalający... ale nie ma wyczucia czasu. Pewnie myślał, że teraz mnie przeprosi i wszystko będzie fajnie, albo po prostu miał to na sumieniu i chciał żeby mu było lepiej...
   Zatkałao mnie. Najpierw nie oczewkiwany taniec, zmieniający się w "totalnie na luzie", a teraz on przeprasza. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Może i Kuba jest przystojny, a jego uśmiech jest tak powalejący... ale nie ma wyczucia czasu. Pewnie myślał, że teraz mnie przeprosi i wszystko będzie fajnie, albo po prostu miał to na sumieniu i chciał po prostu żeby mu było lepiej...
   Ale cuż... powiedziałam, że jak mnie przeprosi to wszystko będzie grało, a danego słowa trzeba dotrzymywać...
- Okej... - powiedziałam bez przekonania
   Chłopak chyba wyczuł, że napięcie między nami stopniowo rośnie, więc powiedział:
- Choć. Zobaczymy co chłopaki powiedzą o tańcu.
- Jasne - westchnęłam - choćmy...
   Weszliśmy z powrotem na salę. Kuba zaprowadził mnie do swoich kolegów.
- I co, dacie dwie dyszki? - zapytał Kuba z uśmiechem
- Tylko w drobnych! - dodałam
   Udawaliśmy zadowolonych i w ogóle, ale ja chciałam jak najszybciej się z tąd wynieść.
- To ty jej powiedziałeś o zakładzie? - zapytał Marek z niedowierzaniem
- Nie, sama się domyśliła. - powiedział Kuba, tylko ja wiedziałam, że uśmiech zdobiący jego twarz jest wymuszony.
 Jakiś inny chłopak dał Kubie kasę. Chyba wszyscy byli strasznie zawiedzeni. To chyba moja wina...
- Coście tacy zbici? - zapytałam starając się by bżmiało to naturalnie.
- Nie interesuj się! - krzyknął jeszcze inny chłopak

- Mili ci twoi koledzy - powiedziałam do Kuby kiedy się od nich oddaliliśmy
- Przestań, nie są tacy źli... Poza tym dziwisz im się? Nie tak wszystko miało wyglądać - mówił chłopak dając mi moje należne osiem złotych
- Ale co miało jak wyglądać? - zapytałam trochę zirytowana
- Chyba jeszcze nigdy w dziejach tych zakładów, dziewczyna nie dostała hajsu.
- Czyli szkoda wam tych ośmiu złotych?
- Nie w tym rzecz... - chłopak próbował się tłumaczć
- Masz... - powiedziałam oddając mu pieniądze - już ich nie chcę.
   Odwróciłam się i udałam w stronę wyjścia. Minęłam Emilkę pogrążoną w rozmowie z Błażejem. Dobrze, że przynajmniej ona się dobrze bawi. Pomachałam do niej ręką, dając znak, że już idę. Odmachała mi i wróciła do rozmowy.


   Nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tym co się wydarzyło na dyskotece. Najpierw było fajnie, a potem nagle wszystko się zamieniło w piekło. Może to przeze mnie, a może nie... Jeżeli to moja wina to sama się sobie dziwię. A  co będzie jutro w szkole? Jak ja dam radę przeżyć? Chciałabym teraz wyjechać gdzieś gdzie nikt mnie nie zna i nikt nie będziew mi mówił jakie to głópoty robię... W każdym razie poznałam kogoś od zupełnie innej strony... Ciekawe tylko czy ta osoba się jeszcze kiedyś do mnie odezwie... I czy ja dam radę odezwać się do niej...
   Ach... Dziwny jest ten świat.

______________________________________
Kiedy wymyślałam ten rozdział,
wydawał mi się na prawdę świetny.
Dlaczego jak się już napisze 
to nie wygląda tak zajebiście
jak się myślało na początku?
Szczerze komentujcie!
Sjo :)

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 8: Poezja - to nie dla mnie!!!

   Weszłam z Emilką do mojego pokoju. W teorii miałyśmy odrabiać razem lekcje, ale komu by się chciało je robić? Szczególnie, że z polaka pani się chyba pomieszało. Jak mogła zadać nam tak porąbaną pracę domową? Trzeba napisać wiersz, który będzie miał jakieś przesłanie. W tym wierszu TRZEBA użyć słów: cegła, chleb i młotek. Co to w ogóle za słowa? Jak z czymś takim wiersz może mieć przesłanie? I to jakie przesłanie?
   Westchnęłam.
- Masz jakiś pomysł? - zapytałam Emilkę
- Nie... - rzekła dziewczyna  - nigdy nie umiałam pisać wierszy...
- A może być tak:
Domowa praca głupia jest
Ty o tym dobrze wiesz
Ceglany dom, chleba bochenek
Rozwalę młotkiem to durne przedstawienie!

- Teraz to wymyśliłaś? - zapytała Emilka i nie czekajac na odpowiedź dodała - W ostatnim wersie za dużo sylab.
- Czepiasz się! - zawołałam - jak jesteś taka mądra to sama coś wymyśl!
- Co powiesz na to:
To jest wiersz, to jest przesłanie
Skończ już to błaganie
Cegła, młotek, chleb
 To nie jest grzech

- To nic w porównaniu z tym:
Może tego nie wiesz
Ale to jest ceglany wiersz
Chleb i młotek są tu też
Ten wiersz jest the best

- A to:
Dosyć tego rymowania mam
Cegła jest głópia młotek też
Stanęłam u chleba bram
To sensu nie ma ty o tym wiesz

- Nie wiem jak ty, lecz ja dosyć rymowanej wojny mam, lepiej na serio pomyślmy jakie słowa potrzebne są nam.

   Po wielu nie udolnych  próbach zostawiłyśmy polski. Rozmawiałyśmy o dykotece, która miała się odbyć za dwa dni. To dyskoteka dla całej szkoły i mamy zamiar na nią iść. Emilka ciągle gadała o tym, że Błażeju i o tym, że może zaprosi ją do tańca. Szczerze wątpiłam w to wątpiłam. Przecież oni się nawet nie znają, nie rozmawiają ze sobą... Ale nie miałam zamiaru pozbawiać przyjaciółki nadziei.
- A ty z kim chciałabyś zatańczyć? - zapytała nie spodziewanie
- Ja? Nie wiem...
- Może z Kubą? - powiedziała Emilka
- Przestań! - zawołałm z ironią
- Co ci się w nim nie podoba?!
- A co ci się w nim podoba?!
    Przez chwilę trwała cisza. W końcu Emilka powiedziała:
- Wiesz, na pewno jest przystojny...
- Daj spokój! - powiedziałam, ale uśmiechnęłam się.

   Kiedy Emilka poszła usiadłam przy biórku i napisałam:

Na niebie trzy słońca rzarzą się
Nikt nie wie co się dzieje
Ogólny zamęt panuje
Ktoś mnie obserwuje

Ale ja nie martwię się
Nic nie jest źle
Każde słońce do innego świata należy
Wiem że to nadziei wybrzerzy

Młot serca czuję
Cały świat zwojuję
Nic nie jest warte niczego
  To nic trudnego

Życie z cegiełek buduje się
Pojedyńcze twożą całość
Żeby żyć trzeba jeść
Weź chleba garść

Jeżeli nic tu nie rozumiesz
Powiem ci w prost 
Każdy świat ma swój
Tylko odnaleźć go trzeba

___________________________________________
Hej!
Ten rozdział jest dość kródki i nic się w nim nie dzieje,
 ale jestem z niego nawet zadowolona.
Następny rozdział pojawi się jak będą trzy komentarze.
Do zobaczonka! :)
Sjo
 

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 7: Kłótnia.

   Boisko szkolne. Koszykówka. Mecz 1c na 1b. Zawsze z nimi przegrywałyśmy. Nie przez to, że jesteśmy gorsze tylko po prostu one zawsze mają farta. Tym razem to była bitwa o honor. Wszystkie zdawałyśmy sobie z tego sprawę.
   Agata podała do Meli, Mela do mnie. Wyminęłam Natalkę i jeszcze jakąś dziewczynę z b. Podałam do Emilki. Dziewczyna miała szansę na kosza. Kozłując podbiegła pod niego i nagle zatrzymała się, a Dorota odebrała jej piłkę i wrzuciła nam kosza.
   Mecz zakończył się głupim remisem. Byłyśmy naprawdę blisko zwycięstwa, ale ktoś (nie powiem kto) zatrzymał się w czasie biegu.
- Co z tobą?! - podeszłam do Emilki
- Yyyy... - dziewczyna poczerwieniała - przepraszam...
   W tym momencie zrozumiałam, a cała złość mnie opuściła. Znam ten rumieniec. Ktoś tu się chyba w kimś chyba zabujał...
- No, już mów - powiedziałam z uśmiechem kiedy wyszłyśmy z szatni
- Ale o co chodzi? - zapytała Emilka jakby nie wiedziała
   Spojrzałam na przyjaciółkę tym fajowskim spojrzeniem.
- Robert z 1b? Może Michał z 2a? Chyba nie ten kujon Andrzej z naszej klasy? - przeraziłam się - powiedz, że nie on!
- Nie... - zaprzeczyła Emilka - On... - wskazała na wysokiego blondyna
   Był to Błażej z 2b. Nie dziwię się, że spodobał się Emilce... Jest całkiem przystojny.
- Od kiedy ci się podoba? - zapytałam
- Co ty mnie tak wypytujesz? - odezwała się dziewczyna z przekąsem.
   Wyszłyśmy ze szkoły.
- Ciekawość nie daje mi żyć... - westchnęłam
- Właśnie widzę... - rzekła Emilka - nawet sobie nie myśl, że coś z tego będzie... On nawet nie wie, że istnieję...
- Nie wiem co ci doradzić... -zamyśliłam się na chwilę - powiedzenie mu wszystkiego wprost to nie jest najlepszy pomysł...
- To NAJGORSZE co można zrobić!!!

   Weszłam do domu.
- Możesz mi to wyjaśnić?! - usłyszałam z kuchni i raptownie stanęłam.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania! To była tylko zwykła kolacja! - krzyknął tata
- To ja się dowiaduję od koleżanki, że mój mąż był z córką szefa na kolacji?! - wrzeszczała mama
- A co w tym złego?! - bronił się tata
- Powinieneś być tu ze mną i pomagać mi! Jakbyś nie wiedział jestem w ciąży! A nie, zdradzasz mnie za plecami!
- To była kolacja SŁUŻBOWA!
- Akurat!
   Stałam tam i słuchałam jak rodzice na siebie wrzeszczą. Nie wieżę. Tata miałby zdradzać mamę? Nie do pomyślenia. Chociaż...
   Po cichu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Rodzice dość często się kłócili, ale zwykle powodem tych kłótni były jakieś bzdety...
   Chwilę jeszcze słychać było podniesione głosy z kuchni, po czym głośne trzaśnięcie drzwi. Chyba lepiej żebym gdzieś wyszła... nie mam zamiaru siedzieć w domu jak napięcie jest tak naładowane...
   Bez słowa wzięłam smycz i wyszłam z Ozzy'm na spacer. Szłam gdzie mnie poniesie. W mojej głowie kłębiły się myśli. Po co w ogóle są małżeństwa, jak ludzie nie mogą ze sobą wytrzymać? Zaczyna się fajnie, a kończy takimi kłótniami... Ciekawe czy to rzeczywiście była randka, czy "kolacja służbowa"...
   Skierowałam się w stronę parku. Ozzy wesoło merdał ogonem. On to ma fajnie... niczym się nie martwi... nie musi słuchać takich kłótni... nie musi dzień w dzień chodzić do tej budy, którą nazywają szkołą... nie musi...
   W tej chwili Ozzy tak szarpnął, że smycz wyleciała mi z ręki. Pies pobiegł za jakąś wiewiórką, szczekając i warcząc. Tego jeszcze brakowało...
- Ozzy stój! Wracaj! - krzyczałam i pobiegłam za zwierzakiem.
   Pies nie zwracał na mnie uwagi. Biegł dalej jak opętany. W końcu po NAPRAWDĘ długiej gonitwie, udało mi się złapać go. Zmęczona usiadłam pod jakimś wielkim drzewem.
- No, bracie... - powiedziałam dysząc do psa - ty też chciałbyś uciec przed światem, nie?
   Uff...
- Widzisz, nawet pies przed tobą ucieka - powiedział jakiś głos nade mną
   Spojrzałam w górę. Nie no... GDZIE GO NIE MA??? Kuba siedział na gałęzi drzewa pod którym siedziałam.
- Choć piesku - powiedziałam do Ozzy'ego - idziemy z tąd.
   Wstałam. Pies też się podniósł. Kuba zeskoczył z drzewa.
- Zaczekaj! - powiedział - dzisiaj jesteś chyba wyjątkowo wkurzona. Co się stało?
- Zostaw mnie. - rzekłam - a tak A propos co robiłeś na tym drzewie?
- Projekt na biologię. - odparł krótko
   To dziwne. Jeszcze nie widziałam czegoś na biologię, co trzeba robić na drzewie. On zawsze jest wszędzie. Gdzie bym nie była, znajdę tam Jakuba Serafina...
- Coś cię gryzie? - zapytał (jakby go to obchodziło)
- Nic! A nawet jakby coś mi było, to na pewno nie rozmawiałabym o tym z tobą! - odparłam
- Jest gorzej niż myślałem... - mruknął
- Daj mi spokój. - powiedziałam - mam dosyć. Dlaczego cię zawsze wszystko tak obchodzi?
   Chyba niezbyt dobrze dobrałam słowa, ale trudno.
- Noi jak tu zrozumieć dziewczyny? - zawołał Kuba z ironią.


_____________________________________
Piszę coraz gorzej - wiem. Postaram się pisać lepiej.
Dzięki za komentarze! Szczególnie dziękuję za komentarz od Po prostu bądź . Postaram się skorzystać z rad. :) 
Naprawdę DZIĘKI bo ostatnio czytelników naprawdę przybyło. Proszę - nawet jak nie będzie chciało wam się już czytać, bo uznacie, że wszystko co piszę jest nudne i bezsensowne, nadal czytajcie i komentujcie. Po to założyłam bloga. Chcę wiedzieć co o moim pisaniu myślą inni.
Do zobaczonka! :)
Sjo