Najgorsze co można usłyszeć na lekcji, to własne nazwisko w czasie odpytywania. Najpierw nauczyciel pochyla się nad dziennikiem... przelatuje wzrokiem od początku do końca listy... W tym czasie w klasie panuje cisza... wstrzymujesz oddech... na pewno nie zapyta ciebie... ta chwila nadziei... iiii...
- DO ODPOWIEDZI - krzyknął Krzyk (nie żartuję - tak ma na nazwisko pan od historii)
Powoli wstałam.
- Przerabialiście z panią Karlo rozdział o Zygmuncie I i Zygmuncie Auguście, prawda? - zapytał nauczyciel, choć znał odpowiedź
- Tak... - mruknęłam
- To powiedz mi... w którym roku Zygmunt August założył jedną z pierwszych linii pocztowych w Europie? - zapytał Krzyk z uśmiechem wyższości
- A pan wie? - zapytałam starając się ogarnąć wszystko co miałam w głowie
Wiecie... jak się nie zna odpowiedzi najlepiej grać na czas...
- No to wie pan w którym roku Z. A. założył pocztę, czy nie? - dopytywałam się
- Oczywiście, że wiem - powiedział nauczyciel z oburzeniem - ale chcę sprawdzić czy ty wiesz.
Wszyscy uczniowie przysłuchiwali się z zaciekawieniem tej rozmowie. To, w brew pozorom, dodawało mi odwagi... wiecie... centrum uwagi... :)
- Ale ja panu nie wierzę, że pan zna odpowiedź. - mówiłam - umie pan to udowodnić?
- Zadałem ci pytanie i oczekuję odpowiedzi! - rzekł Krzyk coraz bardziej wkurzony
Dlaczego niektórzy nauczyciele są tacy toporni? Może teraz pogarszałam sytuację, ale... nie mogłam się powstrzymać...
- A ja oczekuję odpowiedzi na moje pytanie. - powiedziałam spokojnie
- Do wszystkich nauczycieli odzywasz się z takim brakiem szacunku?
- Nie... tylko do niektórych. - powiedziałam z uśmiechem
- Odpowiesz mi wreszcie? - zawołał zezłoszczony Krzyk
- Już odpowiedziałam.
- Ale na to poprzednie pytanie!
- Ja nie odpowiem dopóki pan mi nie odpowie.
Na twarzach uczniów malowały się uśmiechy. Może dlatego, że nie codziennie zdarza się taka gra słów, a może dlatego, że Krzyk zapomni zadać pracy domowej...
- Może inne pytanie... - Krzyk próbował się opanować - W którym roku Zygmunt II August objął tron?
- A pan wie? - zapytam z uśmiechem
- Znowu to samo? - w głosie nauczyciela pobrzmiewała irytacja
- I pan się skarży na monotonność? Co ma powiedzieć uczeń?! Siedzi całymi dniami w ławce, co chwila jest pytany... do tego prace domowe i cała reszta bzdetów. - dobra... przyznaję, że może trochę przesadziłam, ale poniosło mnie...
- Siadaj! - krzyknął Krzyk - Mam dosyć! Ten brak szacunku! Mógłbym cię wysłać do dyrektora, albo wstawić naganę do dziennika, ale... będę miłosierny i oszczędzę ci tego. Mam nadzieję, że twoje zachowanie się poprawi, bo jak nie to... będzie źle!
- Zrobisz zakupy? - zapytała mama gdy weszłam do domu - wiesz... taty nie ma, a ja źle się czuję...
- Okej - rzuciłam plecak na podłogę w przedpokoju
Mama podała mi listę i trochę pieniędzy. Wyszłam z domu. Do sklepu nie jest daleko, ale też nie jakoś strasznie blisko...
Oczywiście nie wpadłam na to, żeby wziąć plecak... myślałam, że będę musiała kupić tylko parę drobnych rzeczy jak np. mentosy, a tu masz... domestos, olej, mąka, makaron, cukier... 5 - litrowy baniak wody...
Fajnie, fajnie, tylko czy ja dam radę to wszystko unieść? ...
W sklepie nie było dużo ludzi... jedynie jakiś mały chłopiec, który zastanawiał się czy wziąć niebieski lizak, czy czerwony i jakaś pani, która wykłócała się z ekspedientką mówiąc, jak bardzo ceny podskoczyły i, że za jej czasów tak nie było...
Zapłaciłam za wszystko co było na liście i wyszłam. Miałam w dłoniach dwie siatki wypchane różnymi pięknie ważącymi rzeczami jak np. worek ziemniaków i 5 - litrowy baniak wody.
Udałam się w stronę domu. Najpierw szłam prawie bez problemu, ale potem zakupy robiły się dziwnie cięższe, a rączka na której przymocowany był baniak wbijała mi się w skórę, do tego sam baniak obijał mi się o nogi.
Byłam strasznie zmęczona, a jeszcze nie doszłam do połowy drogi... Kurcze, dlaczego mama nie uprzedziła mnie, że to będzie taka męka? Mogłabym pójść na dwie tury... byłoby szybciej, wygodniej, łatwiej...
Omijający mnie ludzie patrzyli na mnie dziwnie... Dlaczego? Czy wyglądałam aż tak chaotycznie? Zobaczyłam Emilkę. Szła w przeciwną stronę niż ja. Uff... ona na pewno mi pomoże.
- Cześć, Wiki - powiedziała - pomogłabym ci, ale się spieszę.
I ominęła mnie. Jak ona mogła?! Zezłościłabym się na nią, ale nie miałam siły. Przeszłam przez ulicę. Droga mi się dłużyła... to nie było fajne. Chciałam jak najszybciej dojść do domu, położyć się na łóżku i nie przejmować się niczym.
Zza zakrętu wyszedł Kuba. On ma wrodzony talent pojawiania się wszędzie gdzie go nie ma i w najmniej oczekiwanym momencie. Patrzył przez chwilę na mnie.
- Cześć - powiedział - Może ci pomóc?
- Nie, dam radę... - odmówiłam
Nie chciałam pomocy od niego. Wiedziałam, że nie dam rady dojść do domu, ale wstyd mi było przyjąć pomoc od niego.
Kuba chyba wyczuł o czym myślałam, bo uśmiechnął się i wziął ode mnie baniak z wodą. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością. Uff... od razu lżej...
Ruszyliśmy powoli wzdłuż ulicy.
- Rodzice wypchnęli cię na zakupy? - zagadał chłopak
- Nie błagałam ich na kolanach, żeby dali mi na nie iść, żebym się wytyrała w drodze powrotnej - odparłam z ironią - A ty? Co tu robisz?
- Spacer... - po chwili rzekł Kuba, chyba nie chciał mi powiedzieć prawdy, ale nie miałam zamiaru się dopytywać
Chwilę szliśmy w ciszy. To milczenie było naprawdę męczące, więc w końcu odezwałam się, żeby je przerwać (nie wiedziałam o czym gadać, więc powiedziałam prosto z mostu).
- Nic o tobie nie wiem, prócz tego, że nie umiesz się zachować wobec kobiety leżącej na chodniku z twojej winy, umiesz wylewać ludziom na głowę mega zimną wodę i nie najgorzej tańczyć...
- To ostatnie to miał być komplement? - przerwał mi Kuba
- Nie, po prostu nie chciałam cię dołować jedynie tym jaki jesteś beznadziejny - wytłumaczyłam się bez ogródek
- Okej... - chłopak chyba nie miał zamiaru się obrażać jak większość osób robi, raczej... zdobył się na rewanż - To ja ci powiem, że ty jesteś osobą, która złości się z powodu jednego małego błędu i nawet jak człowiek przepraszałby na kolanach i tak mu nie wybaczy. Ponad to potrafi wybierać wyjątkowo piekące pokrzywy i... ma dość ładne oczy.
Zatkało mnie.
- To miał być komplement? - zapytałam zdziwiona tym co powiedział Kuba (już zapomniałam o tym co powiedział wcześniej, a miałam już prawie gotowy następny atak...)
- Nie... - zawstydzony chłopak próbował szybko znaleźć jakieś wytłumaczenie - po prostu... nie chciałem ci od razu wytykać ci wszystkich wad... musiałem cię jakoś pocieszyć, bo na pewno załamałabyś się jakbyś usłyszała wszystko co robisz źle...
Chwilę szliśmy w ciszy. Ale to nie była taka cisza jak przedtem, była po prostu... inna. Dzięki tej rozmowie i temu, że Kuba zaprał mi połowę ciężaru jakoś zapomniałam o zmęczeniu, poza tym do domu było już blisko. Kuba wziął baniak w drugą rękę.
- Naprawdę mam ładne oczy? - zapytałam (nie mogłam się powstrzymać od tego pytania)
- No... tak. - odpowiedział chłopak nadal nieco zawstydzony
Uff... doszliśmy. Stanęłam przed drzwiami mojego domu.
- To tu? - zapytał Kuba
- Tak - rzekłam - wielkie dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy... - powiedział chłopak i spojrzał mi w twarz - naprawdę masz ładne te oczy...
Uśmiechnęłam się i wtaszczyłam zakupy do domu.
____________________________________
Co myślicie o tym rozdziale?
Ja jestem z niego nawet zadowolona.
Następny pojawi się jak będą przynajmniej trzy komentarze ;)
Pozdro. :)
Sjo
- Okej - rzuciłam plecak na podłogę w przedpokoju
Mama podała mi listę i trochę pieniędzy. Wyszłam z domu. Do sklepu nie jest daleko, ale też nie jakoś strasznie blisko...
Oczywiście nie wpadłam na to, żeby wziąć plecak... myślałam, że będę musiała kupić tylko parę drobnych rzeczy jak np. mentosy, a tu masz... domestos, olej, mąka, makaron, cukier... 5 - litrowy baniak wody...
Fajnie, fajnie, tylko czy ja dam radę to wszystko unieść? ...
W sklepie nie było dużo ludzi... jedynie jakiś mały chłopiec, który zastanawiał się czy wziąć niebieski lizak, czy czerwony i jakaś pani, która wykłócała się z ekspedientką mówiąc, jak bardzo ceny podskoczyły i, że za jej czasów tak nie było...
Zapłaciłam za wszystko co było na liście i wyszłam. Miałam w dłoniach dwie siatki wypchane różnymi pięknie ważącymi rzeczami jak np. worek ziemniaków i 5 - litrowy baniak wody.
Udałam się w stronę domu. Najpierw szłam prawie bez problemu, ale potem zakupy robiły się dziwnie cięższe, a rączka na której przymocowany był baniak wbijała mi się w skórę, do tego sam baniak obijał mi się o nogi.
Byłam strasznie zmęczona, a jeszcze nie doszłam do połowy drogi... Kurcze, dlaczego mama nie uprzedziła mnie, że to będzie taka męka? Mogłabym pójść na dwie tury... byłoby szybciej, wygodniej, łatwiej...
Omijający mnie ludzie patrzyli na mnie dziwnie... Dlaczego? Czy wyglądałam aż tak chaotycznie? Zobaczyłam Emilkę. Szła w przeciwną stronę niż ja. Uff... ona na pewno mi pomoże.
- Cześć, Wiki - powiedziała - pomogłabym ci, ale się spieszę.
I ominęła mnie. Jak ona mogła?! Zezłościłabym się na nią, ale nie miałam siły. Przeszłam przez ulicę. Droga mi się dłużyła... to nie było fajne. Chciałam jak najszybciej dojść do domu, położyć się na łóżku i nie przejmować się niczym.
Zza zakrętu wyszedł Kuba. On ma wrodzony talent pojawiania się wszędzie gdzie go nie ma i w najmniej oczekiwanym momencie. Patrzył przez chwilę na mnie.
- Cześć - powiedział - Może ci pomóc?
- Nie, dam radę... - odmówiłam
Nie chciałam pomocy od niego. Wiedziałam, że nie dam rady dojść do domu, ale wstyd mi było przyjąć pomoc od niego.
Kuba chyba wyczuł o czym myślałam, bo uśmiechnął się i wziął ode mnie baniak z wodą. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością. Uff... od razu lżej...
Ruszyliśmy powoli wzdłuż ulicy.
- Rodzice wypchnęli cię na zakupy? - zagadał chłopak
- Nie błagałam ich na kolanach, żeby dali mi na nie iść, żebym się wytyrała w drodze powrotnej - odparłam z ironią - A ty? Co tu robisz?
- Spacer... - po chwili rzekł Kuba, chyba nie chciał mi powiedzieć prawdy, ale nie miałam zamiaru się dopytywać
Chwilę szliśmy w ciszy. To milczenie było naprawdę męczące, więc w końcu odezwałam się, żeby je przerwać (nie wiedziałam o czym gadać, więc powiedziałam prosto z mostu).
- Nic o tobie nie wiem, prócz tego, że nie umiesz się zachować wobec kobiety leżącej na chodniku z twojej winy, umiesz wylewać ludziom na głowę mega zimną wodę i nie najgorzej tańczyć...
- To ostatnie to miał być komplement? - przerwał mi Kuba
- Nie, po prostu nie chciałam cię dołować jedynie tym jaki jesteś beznadziejny - wytłumaczyłam się bez ogródek
- Okej... - chłopak chyba nie miał zamiaru się obrażać jak większość osób robi, raczej... zdobył się na rewanż - To ja ci powiem, że ty jesteś osobą, która złości się z powodu jednego małego błędu i nawet jak człowiek przepraszałby na kolanach i tak mu nie wybaczy. Ponad to potrafi wybierać wyjątkowo piekące pokrzywy i... ma dość ładne oczy.
Zatkało mnie.
- To miał być komplement? - zapytałam zdziwiona tym co powiedział Kuba (już zapomniałam o tym co powiedział wcześniej, a miałam już prawie gotowy następny atak...)
- Nie... - zawstydzony chłopak próbował szybko znaleźć jakieś wytłumaczenie - po prostu... nie chciałem ci od razu wytykać ci wszystkich wad... musiałem cię jakoś pocieszyć, bo na pewno załamałabyś się jakbyś usłyszała wszystko co robisz źle...
Chwilę szliśmy w ciszy. Ale to nie była taka cisza jak przedtem, była po prostu... inna. Dzięki tej rozmowie i temu, że Kuba zaprał mi połowę ciężaru jakoś zapomniałam o zmęczeniu, poza tym do domu było już blisko. Kuba wziął baniak w drugą rękę.
- Naprawdę mam ładne oczy? - zapytałam (nie mogłam się powstrzymać od tego pytania)
- No... tak. - odpowiedział chłopak nadal nieco zawstydzony
Uff... doszliśmy. Stanęłam przed drzwiami mojego domu.
- To tu? - zapytał Kuba
- Tak - rzekłam - wielkie dzięki za pomoc.
- Nie ma sprawy... - powiedział chłopak i spojrzał mi w twarz - naprawdę masz ładne te oczy...
Uśmiechnęłam się i wtaszczyłam zakupy do domu.
____________________________________
Co myślicie o tym rozdziale?
Ja jestem z niego nawet zadowolona.
Następny pojawi się jak będą przynajmniej trzy komentarze ;)
Pozdro. :)
Sjo